Prawdę mówiąc, wyznają niezachwiane młodzieńcze przekonanie o własnej nieśmiertelności. Ich myślenie przebiega w taki oto sposób: to innym dziewczynom przytrafi się ciąża, gwałt, to innym narkotyki zrujnują zdrowie, inne zginą w wypadkach spowodowanych przez pijanych kierowców. Mnie te straszne rzeczy po prostu nie mogą się przydarzyć. Nieostrożne, bezczelne lub ryzykowne zachowania nastolatek często świadczą o nieprzyjmowaniu do wiadomości własnej bezbronności, a nawet śmiertelności. Ponieważ dziewczyny nie uznają istnienia niebezpieczeństw, nie zachowują środków ostrożności. Są nawet takie, które wręcz afiszują się swoją pozą: „Dam sobie radę”. Niektóre nastolatki nie tylko traktują lekceważąco współczesne zagrożenia, ale i twierdzą, że z ich matkami musi być coś nie w porządku, skoro tak okropnie się boją. A mówiąc ściślej, matczyne zasady i ograniczenia służą tylko jednemu celowi: odbieraniu córkom swobody. Prawda jest taka, że przypuszczalnie obawiasz się o swoją córkę, nawet jeśli ona sama nie odczuwa lęku. Twoja córka może mieć w zasadzie słuszność co do tego, że trzymasz ją krócej, niż sama byłaś trzymana. Na przykład piętnastoletnia Margo skarżyła się: „Wiem, że mama umawiała się na randki, kiedy była w moim wieku. Bez przerwy spotykała się z chłopakami. Ale kiedy ja napomknę, że się z kimś umówiłam, ona dostaje szału!”. Podobnie mówiła czternastoletnia Elena: „Mama sama jeździła do miasta pociągiem na długo przed zrobieniem prawa jazdy. Chodziła z koleżankami na zakupy, na różne pokazy, imprezy i w ogóle. Ale czy mnie wolno robić to samo? Skąd!”.