„NIE OCZEKUJ, ŻE KONFLIKTY ZOSTANĄ ROZWIĄZANE”

Dobiegająca pięćdziesiątki Marie tak opisała swoje dorastanie w głośnej, chaotycznej rodzinie, w której dorośli wyrażali swe uczucia nie tylko otwarcie, ale i hałaśliwie: „Normą było u nas głośne zachowanie, wrzeszczenie jeden na drugiego, a czasem nawet zażarte kłótnie. Ojciec był szczególnie kłótliwy, krzyczał na mamę, żeby ciągle coś mu podawała. Najgorsze były zawsze wakacje. Mama harowała w kuchni, a jak tylko przyjechali krewni, ojciec bez przerwy wykrzykiwał rozkazy. Mama złościła się i też odpowiadała krzykiem, ale on nie dawał za wygraną. Nigdy nic się nie zmieniało, taka sytuacja ciągnęła się latami”. Marie opisywała, jak doznała olśnienia, gdy po raz pierwszy spędziła kilka dni ze swoimi przyszłymi teściami. „Może po raz pierwszy w życiu ujrzałam tak przejrzyście, jak odmiennie ludzie potrafią traktować różne sprawy. Pojechałam tam na Święto Dziękczynienia. Osób było sporo, dość hałaśliwych, podobnie jak u nas w rodzinie; dokoła biegało mnóstwo małych kuzynów. Kiedy jednak doszło do niezgody, rozmawiano o tym spokojnie. Zapomniałam, o czym dokładnie dyskutowali rodzice Leo, ale cokolwiek to było, prowadzili rozmowę w sposób uprzejmy i doszli do porozumienia. I sprawa załatwiona. W niczym nie przypominało to krzykliwych zapasów między moimi rodzicami”. Ponieważ Marie wyniosła z domu przeświadczenie, że konflikty nie doczekują się rozwiązania, dorastała w przekonaniu, że nie warto zajmować się doznanymi przykrościami. Nieświadomie wyrobiła w sobie mechanizm ignorowania negatywnych uczuć i usprawiedliwiania tych, którzy ją urazili. Ale córce postanowiła wpoić inny wzorzec. „Chcę, żeby była między nami uczciwość, chcę wiedzieć, że możemy porozumieć się we wszystkich sprawach, które mają dla nas znaczenie” – mówi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *